środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 1. - Niektóre słowa mają niezwykle krótki termin ważności.

Weszłam do środka i pierwsze co zwróciło moją uwagę była masa uczniów koreańskich. Mimo iż odkąd tu byłam widziałam kilkoro nie koreańskich uczniów, nada byłam w szoku. Przeszłam kilka kroków i stanęłam w tłumie ludzi. Chciałam wrócić do Polski, swoich przyjaciół i szkoły.
- Hej. - ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się i o mało nie zemdlałam. Przede mną stał przystojny brunet. Jego brązowe oczy wpatrywały się we mnie, a biały uśmiech przyprawił mnie o zawrót głowy. - Hej, wszystko dobrze ? - zapytał chłopak i potrząsnął moimi ramionami. Oprzytomniałam.
- Tak. - odpowiedziałam.
- Widziałem jak idziesz i to wypadło Ci z notatnika. - wskazał na czarny notes i oddał mi kartkę z rysunkiem.
- D-dziękuję. - powiedziałam. Czułam, że zaraz spalę się ze wstydu, a po mojej twarzy rozleje się fala czerwoności.
- Jestem Park Chan-Yeol, ale możesz mówić mi Chan. - przedstawił się i szeroko uśmiechnął. - Wydaje mi się, że jesteś tu nowa. Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem.
- Masz rację. - odpowiedziałam. Chłopak okazał być się niezwykle czarujący. - Jestem Norene Swarowsky.
- Niezwykle piękne imię. - przyznał chłopak. Po raz kolejny w ciągu kilku minut uczynił, że zrobiło mi się niezwykle miło.
- Patrzcie jakie dziwadło. - usłyszałam za plecami. Mimowolnie odwróciłam się i spojrzałam na osobę, która wypowiedziała te słowa. Średniego wzrostu brunetka o wyglądzie ulzzang. - O matko, co za kreatura. - powtórzyła patrząc mi w oczy. Odwróciłam głowę, ścisnęłam mocniej notatnik i wybiegłam z budynku. Towarzyszyły mi przy tym dźwięczne śmiechy brunetki i jej koleżanek. Gdy byłam wystarczająco daleko od obiektu, usiadłam pod drzewem i cisnęłam notatnikiem o ziemię. Wszystkie powpinane prace wypadły na zieloną trawę. Zaczęłam nerwowo zbierać karteczki i wpinać je z powrotem do notatnika. Po chwili, gdy zebrałam wszystkie prace przy moim boku pojawił się Chan.
- Nie przejmuj się nimi Norene. - powiedział i usiadł obok mnie. Spojrzałam na niego. Wpatrywał się w krajobraz przed nami. Kilka minut milczenia pozwoliło mi ochłonąć. - Jeśli chcesz, pokażę Ci miasto i szkołę.
- Z miłą chęcią. - odpowiedziałam. Chan wstał spod drzewa i wyciągnął do mnie rękę.
- Nie ma na co czekać. - uśmiechnął się. Podałam mu rękę, a on zwinnie podciągnął mnie do góry. - Norene, jeśli nie będzie Ci to przeszkadzać, złap mnie za rękę. - spojrzał na mnie - Nie chcę żebyś się zgubiła.
Pokiwałam twierdząco głową. Gdy tylko poczułam ciepło jego dłoni, on ścisnął ją mocniej i pociągnął mnie w stronę miasta. Z każdym kolejnym krokiem nasza rozmowa stawała się ciekawsza i płynniejsza. Po kilku godzinach okazało się, że mamy mnóstwo wspólnych tematów i chodzimy na te same zajęcia.
- Zjedzmy coś. - powiedział i zabrał mnie do knajpki, przy której akurat przechodziliśmy. Zamówiliśmy w barze jedzenie i usiedliśmy do stolika.
- Powiedz mi, jak to się stało, że jesteś w Korei ? - zapyta
- Moja mama dostała tu ofertę pracy z awansem. Razem ze siostrą przenieśliśmy się tydzień temu. Mama zapisała mnie na ten Uniwersytet i od razu zostałam przyjęta. - powiedziałam
- Na prawdę ? - zdziwił się - Wiesz Norene, żeby dostać się na ten Uniwersytet trzeba kilku miesięcy starań. Sam przeszedłem przez miesięczną próbę. Więc jeśli Ciebie przyjęli bez niczego, musisz być bardzo uzdolniona. - uśmiechnął się - Jesteś drugą osobą, która tak dostała się na uniwerek. Później się poznacie.
Nagle mój telefon zaczął niemiłosiernie wibrować.
- Przepraszam. - powiedziałam i odeszła od stolika. - Hej Shanti.
- Hej Si, możesz mi powiedzieć dlaczego nie ma cię jeszcze w domu ?
- Przecież mogę wracać kiedy chcę. - odpowiedziałam jej.
- Zapomniałaś, że dziś idziemy pomóc mamie ? - zapytała
- Na śmierć - powiedziałam - Mama się wścieknie. Boże, już idę.
Wróciłam do stolika i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
- Coś się stało ? - zapytał Chan
- Muszę iść pomóc mamie w pracy, przepraszam. - powiedziałam i położyłam pieniądze za rachunek na stoliku. - Obiecałam jej, jeszcze raz przepraszam.
- Nie ma za co. - odpowiedział chłopak, wziął kurtkę i wyszedł razem ze mną. - Odprowadzę cię jeśli pozwolisz.
Kiwnęłam tylko głową i ruszyłam w stronę domu. 30 minut później byliśmy już na miejscu.
- Jeśli chcesz, podwiozę Cię gdzie będziesz chciał. - zaproponowałam.
- Nie, dziękuję. - odpowiedział - Mam nadzieję, że jutro spotkamy się na uniwerku.
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się. Pomachał mi na pożegnanie i ruszył w stronę obiektu.
Wbiegłam do domu, zabrałam szkicownik, książkę i słuchawki. Zbiegłam do garażu, odpaliłam samochód i ruszyłam w stronę korporacji, w której pracowała mama.
Godzinne korki sprawiły, że coraz bardziej się denerwowałam. Dojechałam na miejsce, zamknęłam samochód i czym prędzej pobiegłam do firmy. Kiedy byłam już w środku, wszystko po raz drugi mnie przytłoczyło. Byłam już mocno spóźniona, a nadal szukałam sali, w której jest biuro mamy. Znalazłam w końcu tabliczkę z jej imieniem i wpadłam do środka zdyszana. Popatrzyłam na mamę, która rozmawia przez telefon i zmęczona usiadłam na fotelu. Kiedy odłożyła słuchawkę, spojrzała na mnie surowym wzrokiem.
- Gdzieś Ty była Noren ? - zapytała - Obiecałaś, że będziesz dwie godziny temu.
- Aj, przepraszam cię, ale wypadło mi z głowy. - przyznałam się.
- No dobrze, jak w szkole ? - wzięła dokumenty do ręki i zaczęła je przeglądać.
- Wszystko dobrze. - powiedziałam. Wolałam ukryć to, że dziś nie byłam na zajęciach i oszczędzić sobie słuchania wywodu mojej rodzicielki.
- Cieszę się maleńka. - odpowiedziała i na chwilę obdarowała mnie uśmiechem. - Shanti jest w sali 45, jeśli chcesz, możesz do niej iść, bo w sumie nie ma tu nic do roboty.
- Dobrze. - odpowiedziałam i wyszłam z jej gabinetu. W korporacji było dość cicho. Na korytarzu widniały pustki, a ludzie siedzieli pozamykani w swoich biurach. Gdy tylko wpadłam do pokoju nr 45, Shanti siedziała już za wielką konsolą.
- Hej siostra ! - krzyknęłam i mocno ją przytuliłam
- Hej. - odpowiedziała - Patrz jakie cudo.
- No, niezłe, - odpowiedziałam. - Co Ty na to ? - wskazałam na mikrofon po drugiej stronie szyby.
- Dobry pomysł. - powiedziała - Idź, a ja zadbam o resztę.
Po kilkunastu minutach, w moich słuchawkach leciał podkład, a ja mogłam w końcu poćwiczyć. Gdy tylko wydałam z siebie kilka tonów, zamknęłam oczy i zaczęłam śpiewać swoją piosenkę. Po chwili podkład zatrzymał się, a ja ze złością spojrzałam przez szybę, dzieląca mnie od Shanti. Przed konsolą stał ktoś inny, i to nie była moja siostra.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zapraszam: www.soluju.blogspot.com

1 komentarz:

Unknown pisze...

Już się świetnie zapowiada *.* Nie mogę doczekać się następnego rozdziału. :)